We live, as we dream – alone.
Zabierz mnie na drugą stronę
Zabierz mnie gdzie wszystko ma swój sens
Gdzie wszystko ułożone, jak policyjny pies.
Siedziałam w samolocie i gapiłam się w okno. Za szkłem powoli przesuwały się chmury, niczym białe myśli, puchate skrzydła aniołów... Nie pomagało to jednak w zwalczeniu klujących myśli, wciskających się do mojej głowy.
W ręku miętoliłam starą fotografię. Nie zastanawiałam się wtedy,ile jeszcze takich chwil przeżyję. Myślałam o tym, czy jeszcze kiedykolwiek ich spotkam.
- Kochanie, uśmiechnij się - mama złapała mnie za rękę - będzie dobrze. Przecież nie rozstaliście się na zawsze.
- Mam takie wrażenie...
- Spójrz, jaki świat jest piękny... Poznasz nowych przyjaciół, nową miłość, zaczniemy żyć od nowa...
- Nie chcę nowych, nie chcę żadnej miłości, nie chcę nowego życia! - wybuchłam - To stare bardzo mi odpowiadało! Ale jak zwykle musiałaś wszystko zepsuć.
Poderwałam się z fotela.
- Skarbie, gdzie idziesz?
- Do toalety.
Wyminęłam po drodze stewardessę i ruszyłam na tył samolotu. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam w pęknięte lusterko. Rysa dzieliła moją twarz dokładnie na pół... Połowa mnie została w Californi, druga połowa miała zaczynać od nowa. Zobaczymy.
Wróciłam na miejsce akurat wtedy, kiedy donośnym głosem oznajmiono, że przygotowujemy się do lądowania. Usiadłam i zapięłam pasy.
***
Znowu siedziałam, tylko tym razem zmieniło się miejsce - tylny fotel samochodu. Z przodu siedziała mama i jej nowy partner. Nie zamierzałam się do niego przywiązywać - był jednym z wielu. Kolejnym. Tylko, że tym razem był polakiem. W dodatku przez niego się przeprowadziłyśmy. Zapowiadało się coś poważniejszego.
- Jak minęła podróż, Karolina?
- Jestem Caro- warknęłam.
- Kochanie, uśmiechnij się - mama złapała mnie za rękę - będzie dobrze. Przecież nie rozstaliście się na zawsze.
- Mam takie wrażenie...
- Spójrz, jaki świat jest piękny... Poznasz nowych przyjaciół, nową miłość, zaczniemy żyć od nowa...
- Nie chcę nowych, nie chcę żadnej miłości, nie chcę nowego życia! - wybuchłam - To stare bardzo mi odpowiadało! Ale jak zwykle musiałaś wszystko zepsuć.
Poderwałam się z fotela.
- Skarbie, gdzie idziesz?
- Do toalety.
Wyminęłam po drodze stewardessę i ruszyłam na tył samolotu. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam w pęknięte lusterko. Rysa dzieliła moją twarz dokładnie na pół... Połowa mnie została w Californi, druga połowa miała zaczynać od nowa. Zobaczymy.
Wróciłam na miejsce akurat wtedy, kiedy donośnym głosem oznajmiono, że przygotowujemy się do lądowania. Usiadłam i zapięłam pasy.
***
Znowu siedziałam, tylko tym razem zmieniło się miejsce - tylny fotel samochodu. Z przodu siedziała mama i jej nowy partner. Nie zamierzałam się do niego przywiązywać - był jednym z wielu. Kolejnym. Tylko, że tym razem był polakiem. W dodatku przez niego się przeprowadziłyśmy. Zapowiadało się coś poważniejszego.
- Jak minęła podróż, Karolina?
Oliver i Rose, zdjęcie które było ze mną w samolocie |
- Jestem Caro- warknęłam.
- To jest Polska, tutaj będziesz Karoliną.
- Nie jesteś moim ojcem,żeby decydować o zmianie mojego imienia.
Zamilkł i więcej nie podejmował tematu. Nienawidziłam go. Zabrał mi przyjaciół.A teraz próbował zmienić jakąś część mnie.
Deszcz zacinał w szyby i po chwili jazda stała się monotonna. Gapiłam się bezmyślnie na przemijający asfalt. Jeżeli mój telefon się nie mylił, było już po północy. Poniedziałek.Jeszcze dzisiaj miałam iść do nowej szkoły.
***
Zdążyłam położyć się zaledwie na trzy godziny, kiedy obudził mnie budzik. Dochodziła szósta rano. Spałam zaledwie godzinę. Zwlekłam się z łóżka i szurając nogami powlokłam się do kuchni.
- Kochanie, dlaczego tak wcześnie wstałaś?
- Muszę się uszykować do szkoły.
- Ale do niej masz zaledwie 10 minut drogi. Zresztą, i tak Cię podwiozę.Możesz nie trafić.
Obróciłam się i ruszyłam w kierunku schodów. W pokoju rzuciłam się na łóżko. Sufit spoglądał na mnie białym smutkiem. Nie mogłam znieść tego spojrzenia. Wstałam i zaczęłam się ubierać. W łazience spędziłam niewiele czasu. Moje rudawo-kasztanowe włosy spięłam w wysoką kitkę, zostawiając tylko grzywkę. Nie trudziłam się prostowaniem- sprężyste loki wyglądały wyjątkowo ładnie.
- Nie jesteś moim ojcem,żeby decydować o zmianie mojego imienia.
Zamilkł i więcej nie podejmował tematu. Nienawidziłam go. Zabrał mi przyjaciół.A teraz próbował zmienić jakąś część mnie.
Deszcz zacinał w szyby i po chwili jazda stała się monotonna. Gapiłam się bezmyślnie na przemijający asfalt. Jeżeli mój telefon się nie mylił, było już po północy. Poniedziałek.Jeszcze dzisiaj miałam iść do nowej szkoły.
***
Zdążyłam położyć się zaledwie na trzy godziny, kiedy obudził mnie budzik. Dochodziła szósta rano. Spałam zaledwie godzinę. Zwlekłam się z łóżka i szurając nogami powlokłam się do kuchni.
- Kochanie, dlaczego tak wcześnie wstałaś?
- Muszę się uszykować do szkoły.
- Ale do niej masz zaledwie 10 minut drogi. Zresztą, i tak Cię podwiozę.Możesz nie trafić.
Obróciłam się i ruszyłam w kierunku schodów. W pokoju rzuciłam się na łóżko. Sufit spoglądał na mnie białym smutkiem. Nie mogłam znieść tego spojrzenia. Wstałam i zaczęłam się ubierać. W łazience spędziłam niewiele czasu. Moje rudawo-kasztanowe włosy spięłam w wysoką kitkę, zostawiając tylko grzywkę. Nie trudziłam się prostowaniem- sprężyste loki wyglądały wyjątkowo ładnie.
Zeszłam na dół po siódmej. Zjadłam śniadanie. Mama przez cały czas marudziła, że mam się przebrać. Poprzecierane ogrodniczki, ciemnozielona katana i rozwleczone trampki nie pasowały do jej wizerunku mojego pierwszego dnia w nowej szkole. Nie zwracając uwagi na jej narzekania, wsiadłam do samochodu.
Rzeczywiście, wcale nie było daleko.Po nie całych pięciu minutach jazdy byłyśmy na miejscu.
Rzeczywiście, wcale nie było daleko.Po nie całych pięciu minutach jazdy byłyśmy na miejscu.
- Trzymaj się skarbie - mama otworzyła szybę - i miłego dnia.
Odwróciłam się i pchnęłam potężne drzwi. Korytarze były zupełnie puste. Spojrzałam na zegarek. Pokazywał parę minut po 23. Był nastawiony na Kalifornijski czas.
-Szukasz czegoś kochaneczko?
Starsza pani oparta o mop patrzyła na mnie ciekawskim wzrokiem.
- Ee, właściwie to tak. Może mi pani powiedzieć, gdzie ma lekcję klasa IIE?
- Tak, to gabinet 206. Zaprowadzić Cię?
Skinęłam głową i ruszyłam za sprzątaczką. Poprowadziła mnie na drugie piętro i zostawiła pod drzwiami.
- Powodzenia - uśmiechając się puściła mi oczko.
Westchnęłam. Zapukałam i z ciężkim sercem weszłam do klasy.
____________________________
Pierwszy rozdział jest :) Teraz oczekuję 7 komentarzy, jeżeli chcecie zobaczyć rozdział drugi :)Odwróciłam się i pchnęłam potężne drzwi. Korytarze były zupełnie puste. Spojrzałam na zegarek. Pokazywał parę minut po 23. Był nastawiony na Kalifornijski czas.
-Szukasz czegoś kochaneczko?
Starsza pani oparta o mop patrzyła na mnie ciekawskim wzrokiem.
- Ee, właściwie to tak. Może mi pani powiedzieć, gdzie ma lekcję klasa IIE?
- Tak, to gabinet 206. Zaprowadzić Cię?
Skinęłam głową i ruszyłam za sprzątaczką. Poprowadziła mnie na drugie piętro i zostawiła pod drzwiami.
- Powodzenia - uśmiechając się puściła mi oczko.
Westchnęłam. Zapukałam i z ciężkim sercem weszłam do klasy.
____________________________
Świetne! *-* Pisz dalej! :3
OdpowiedzUsuńZapowiada nie świetnie! Czekam na nexta^^
OdpowiedzUsuńPomimo, że nie kontynuujesz tamtego opowiadania, cieszę się że rozpoczęłaś następne. Zapowiada się świetnie :) Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejne rozdziały ;D
OdpowiedzUsuńfajnie się zapowiada ;)
OdpowiedzUsuńNie jest źle. Czyta się lekko, większych błędów nie ma. No, może prócz tego, że w dwóch chyba miejscach nie dałaś spacji po zakończeniu zdania. Mimo że to nie mój kawałek chleba, nie moje tematy, to będę czekać na kontynuację. Ach! I wiesz, co mnie nurtowało? W jakim języku Caro rozmawiała ze sprzątaczką ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny, Loa.
Jej, Loa :) Jak miło :*
Usuńbardzo ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńkiedy next?
OdpowiedzUsuńBoski ;)
OdpowiedzUsuń